sobota, 8 września 2012

Rozdział IV: "Akt zemsty"


Apostoł Zła - J. C.
Rozdział IV: "akt zemsty cz. 1"


Wieczór zapowiadał się okropnie, na dworze panowała taka duchota, że człowiek ledwo mógł usiedzieć na miejscu, a co dopiero myśleć o jakimś wysiłku, lub czynności - która wymagała od nas ruchu. Jednak on miał pewne zadanie, które musiał wykonać. Wyszedł z bloku, idąc ulicą - mijał zakochanych młodych ludzi. Jednak jego serce już od dawna nie wiedziało - co to miłość. Był pozbawiony smaku tego uczucia. Funkcjonował jak robot - iść wykonać swoje i wrócić do miejsca zamieszkania. W końcu dotarł na miejsce swojego zadania. Rozejrzał się nikogo tu nie było, więc wszedł do bramy. Ruszył, mijając kolejne mieszkania, dotarł do tego właściwego - zapukał, odczekał chwilę. Znów zapukał, nagle w drzwiach pojawiła się postać, młody mężczyzna, jednym ruchem ręki - popchnął drzwi, drugą ręką chwycił chłopaka za gardło i nim ten zdążył zareagować, ostrze noża utkwiło w jego prawym boku. Słychać było tylko jęk bólu, Apostoł szybko się cofnął - wyciągając ostrze, spojrzał chłopakowi w oczy i powiedział: "nie słuchałeś mnie..." obrócił się w stronę wnętrza mieszkania, gdzie słychać było głosy, szedł powoli z zakrwawionym nożem do kolejnego pomieszczenia. Siedziała tam para ludzi w średnim wieku - nim się zorientowali, mężczyzna został dźgnięty nożem w okolicach serca. Kobieta - krzyknęła, próbując wyminąć napastnika, ale na niewiele się to zdało - jednym ruchem ręki, została odepchnięta na ścianę, w ciągu ułamków sekund - ostrze noża mijało jej gardło. W pomieszczeniu było pełno krwi, Apostoł uważnie się rozejrzał, miał na sumieniu już trzecią ofiarę, ale do kompletu brakowało jeszcze 3 osób mieszkających w tym miejscu. Szybko przeszukał pozostałe pomieszczenia, stwierdziwszy, że nikogo nie ma, postanowił uprzątnąć nieco przy wejściu do mieszkania (przedpokój), i zaczekać aż wrócą pozostali. Wiązało się to ze swego rodzaju ryzykiem, ale nie mógł teraz odejść - nie skończywszy z całą grupą.

Minęło kilkanaście minut, gdy nagle usłyszał otwieranie drzwi mieszkania, zaczaił się w jednym z pomieszczeni, licząc na to - że kolejne ofiary, nie wzbudzą podejrzeń. Pierwszy do mieszkania wszedł chłopak, zaraz za nim dziewczyna. Apostoł długo nie myśląc, złapał ją od tyłu, przykładając nóż do gardła - zwracając na siebie uwagę chłopaka. Szybko powiedział: "nie krzycz, bo ją zabiję". Na co chłopak zareagował skinieniem głowy, spojrzał z przerażeniem na swoją dziewczynę, po czym Apostoł - nie panując nad swoim instynktem, szybkim ruchem dłoni - poderżnął gardło dziewczynie, chłopak w amoku wpadł w szał. Rzucając się na przeciwnika, jednak był zbyt słaby, zbyt słaby by go powstrzymać, ostrze noża utknęło w brzuchu ofiary. Apostoł zrobił dwa kroki w tył i tylko pokręcił głową, zaklnął i szybko wyciągnął nóż - co umożliwiło wypłynięcie sporej ilości krwi.

Pozostawała jedna jeszcze ofiara, ale nie miał już czasu na czekanie. Lada moment, mogło coś zakłócić mu "spokój". Wziął więc ułożył ciała w ostatnim pomieszczeniu (tak jak pozostałe trzy), odkręcił kurek z gazem, a na stole zapalił świeczkę, szybko opuszczając mieszkanie. W pośpiechu minął jakiegoś starca na klatce, ocierając się o jego ramię. Spojrzeli sobie głęboko w oczy, na co staruszek rzucił: "uważaj jak pędzisz szarlatanie!".

Po kilkunastu minutach Apostoł był w bezpiecznej odległości, gdy usłyszał wycie syren strażackich. Co dziwne, nie słyszał wybuchu, ale nie martwiło go to. Martwił go fakt, że przy życiu pozostawił jedną osobę. I to go niepokoiło. Tak odczuwał lęk, nie strach, ale lęk - że nie zdoła dosięgnąć tej ofiary... po chwili wsiadł do miejskiego autobusu kierując się w nikomu nie znanym kierunku.

C. D. N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz