Apostoł Zła - J. C.
Rozdział IV: "akt zemsty cz. 2"
Następnego poranka w mediach aż
huczało od tej tragedii. Nikt nie był wstanie wskazać człowieka
odpowiedzialnego za pięć zabójstw dokonanych w mieszkaniu przy jednej z
miejskich ulic. Wiadomo było tylko tyle, że oprawcom, był mężczyzna w średnim wieku,
dobrze zbudowany i bardzo silny. Apostoł siedział w swoim mieszkaniu, oglądając
wiadomości - wiedział, że szósta osoba z tej rodziny – już wie o wszystkim. Tym
gorzej dla Apostoła, że policja podjęła wszelkie próby zapewnienia jej
bezpieczeństwa w obawie przed próbą zabójstwa przez nieznanego mężczyznę.
Zaczęła się nerwówka, czas uciekał, szósta osoba – miała teraz opiekę policji,
zadanie wydaje się obecnie nierealne. Za dużo ofiar by było, więc trzeba było
przeczekać, ale z drugiej strony – gonił go czas i musiał sprostać temu
wszystkiemu. Zemsta musiała dobiec końca, ale bez narażania osób postronnych.
Nagle zadzwonił telefon, Apostoł bez patrzenia na wyświetlacz odebrał telefon.
Głos po drugiej stronie: Nie wykonałeś całego zadania. Mam nadzieję,
że lada moment je dokończysz.
Apostoł: owszem, mam taki plan. Nikogo nie ominie akt zemsty. Spokojnie, przez kilka dni muszę zwrócić uwagę publiki na coś innego, następnie powrócę i zabiję ostatniego z nich.
Apostoł: owszem, mam taki plan. Nikogo nie ominie akt zemsty. Spokojnie, przez kilka dni muszę zwrócić uwagę publiki na coś innego, następnie powrócę i zabiję ostatniego z nich.
Po czym połączenie zostało przerwane,
Apostoł spojrzał w swoje odbicie w szybie i powiedział sam do siebie: „pora
na czarny wrzesień, sprowadzę na was wszystkich zagładę!”
Po paru minutach zbiegał już po
schodach, wypadł nagle na ulicę, natknąwszy się na dwóch mundurowych, spojrzeli
na niego i rzucili mimo chodem uwagę: „wolniej człowieku, bo komuś zrobisz
krzywdę”. Uśmiechnął się (choć wcale nie miał na to ochoty) i dodał, śpieszę się
do pracy. Pognał w swoim kierunku, nie oglądając się więcej za siebie. Dotarł
do jednej z większych i bardziej ruchliwych ulic w okolicy. Dostrzegł swój
punkt obserwacyjny, skierował się w jego stronę. Po paru minutach widział
wszystko co mu było potrzebne, w oddali stała grupka młodocianych „bandziorów”,
przechwalających się który z nich jest bardziej groźny. Apostoł wybrał jednego
z nich i tylko czekał – aż się rozdzielą. W końcu ruszył za swoją nową ofiarą
(dobrze wiedział kim ów chłopak jest). Nie należał do grzecznych, na sumieniu
miał próbę zabójstwa i wiele napadów na bezbronnych starszych ludzi. Teraz
naszła jego pora, jego kolej…
Po paru minutach wkroczył do ciemnej
bramy, a za nim wszedł Apostoł – chłopak odwrócił się i rzekł: „nie próbuj
robić głupot, bo nie wiesz z kim zaczynasz…”.
Na co Apostoł spojrzał na niego, zdjął z głowy kaptur, ku zdziwieniu chłopaka – na twarzy ów mężczyzny byłą spora blizna – zaczynała się nad okiem, a kończyła na policzku (wyglądała jak cięcie nożem). Chłopak mimo wielu zbrodni, aż poczuł ciarki na ciele… Apostoł zbliżał się powoli do niego, nagle z rozłożonych rąk, coś błysnęło. Chłopak spojrzał na dłonie wroga, i w ostatniej chwili dojrzał ostrze noża. Cofnął się o krok, ale było za późno – Apostoł chwycił go za kark, i mocnym ruchem ręki przeciął mu policzek, krew trysnęła wprost na oprawcę. Chłopak zawył z bólu, odskoczył – ale strach go sparaliżował. Apostoł szybkim ruchem ręki, zadał jeszcze dwa ciosy, oba okazały się celne. Jedno z nich przebiło krtań. Chłopak padł na kolana, po czym osunął się na ziemię, taplając się w kałuży krwi. Swojej krwi… Apostoł zrobił dwa kroki w tył, wytarł nóż o szmatkę, którą porzucił na miejscu zbrodni. Przetarł twarz, która była poplamiona krwią młodego „gangstera”. Rozejrzał się dookoła, nie spostrzegł nikogo, po czym postanowił opuścić to miejsce. Wychodząc z bramy minął znów tych samych policjantów. Nawet na niego nie zwrócili uwagi, ledwie ich minął dotarł do skrzyżowania, pierwszy raz odwrócił się za siebie, dojrzał – że stoją pod bramą, gdzie leżała jego ofiara. Nagle zniknął im z widoku, po czym ruszył biegiem przed siebie, byle by się szybko od nich oddalić. Dopadł do kolejnego skrzyżowania, tam zanurkował w tłum ludzi. Aby się nie rzucać w oczy. Podążał do kryjówki nr 2. Gdzie zamierzał przeczekać kilka dni, aby się więcej nie rzucać w oczy.
Na co Apostoł spojrzał na niego, zdjął z głowy kaptur, ku zdziwieniu chłopaka – na twarzy ów mężczyzny byłą spora blizna – zaczynała się nad okiem, a kończyła na policzku (wyglądała jak cięcie nożem). Chłopak mimo wielu zbrodni, aż poczuł ciarki na ciele… Apostoł zbliżał się powoli do niego, nagle z rozłożonych rąk, coś błysnęło. Chłopak spojrzał na dłonie wroga, i w ostatniej chwili dojrzał ostrze noża. Cofnął się o krok, ale było za późno – Apostoł chwycił go za kark, i mocnym ruchem ręki przeciął mu policzek, krew trysnęła wprost na oprawcę. Chłopak zawył z bólu, odskoczył – ale strach go sparaliżował. Apostoł szybkim ruchem ręki, zadał jeszcze dwa ciosy, oba okazały się celne. Jedno z nich przebiło krtań. Chłopak padł na kolana, po czym osunął się na ziemię, taplając się w kałuży krwi. Swojej krwi… Apostoł zrobił dwa kroki w tył, wytarł nóż o szmatkę, którą porzucił na miejscu zbrodni. Przetarł twarz, która była poplamiona krwią młodego „gangstera”. Rozejrzał się dookoła, nie spostrzegł nikogo, po czym postanowił opuścić to miejsce. Wychodząc z bramy minął znów tych samych policjantów. Nawet na niego nie zwrócili uwagi, ledwie ich minął dotarł do skrzyżowania, pierwszy raz odwrócił się za siebie, dojrzał – że stoją pod bramą, gdzie leżała jego ofiara. Nagle zniknął im z widoku, po czym ruszył biegiem przed siebie, byle by się szybko od nich oddalić. Dopadł do kolejnego skrzyżowania, tam zanurkował w tłum ludzi. Aby się nie rzucać w oczy. Podążał do kryjówki nr 2. Gdzie zamierzał przeczekać kilka dni, aby się więcej nie rzucać w oczy.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz